Hawaje cz. 1

Aloha!

Post o Hawajach zdecydowałam się jednak podzielić na dwa - trzy, bo widzę ile zdjęć wybrałam do wrzucenia, a to tylko z telefonu (mam jeszcze więcej na lustrzance, ale to jutro).


Na lotnisku, po 9 godzinach lotu z Pekinu (włączając w to zagięcie czasoprzestrzeni na wysokim poziomie - wylot w 2017, a lądowanie w 2016) powitała nas temperatura rzędu 24-25 stopni. Fajny ten grudzień/styczeń mają. I napis, który w normalnych warunkach znajduje się dopiero po odebraniu bagażu i wyjściu do strefy przylotów - tu jest w terminalu, przy zejściu do kontroli paszportowej i wizowej.

Prosto z odbioru bagażu wychodzi się na zewnątrz, nie żartuję.

Ok, dolecieliśmy. I co dalej, skoro jest znów 31 grudnia, a my już zdążyliśmy przywitać nowy rok na lotnisku po drugiej stronie linii zmiany daty? Zamówieonym wcześniej transferem udaliśmy się do największego hotelu Hilton. Hotel ma 5 wież, a dobudowują kolejną - mają rozmach.

 Chyba najbardziej znana wieża Hilton Hawaiian Village - Rainbow Tower, wpisana do księgi rekordów Guinnessa ze wzglęgu na największą na świecie mozaikę - tęcza po obu stronach budynku 🌈🌈



Pierwsze trzy dni spędziliśmy stacjonarnie, choć krokomierz na to nie wskazuje

 Pomnik Duke'a Kahanamoku, olimpijskiego pływaka i ojca surfingu.




Na koniec kilka zdjęć lepszej jakości:



W hotelu jest kilka stanowisk z papugami. Poważnie. I do tego, nie są niczym przytwierdzone do gałęzi, na których siedzą - najwyraźniej jedzenie wystarcza, żeby ptaki siedziały w miejscu :D
Swego czasu było też stanowisko, żeby nie powiedzieć, wystawa z pingwinami afrykańskimi i żółwiami, ale pingwiny zostały przeniesione do zoo w Baltimore. I zostały same żółwie z karpiami koi.




To tyle na dziś, w ciągu kilku następnych dni wjadą kolejne posty z tej serii! :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pacific ring of fire, czyli co ma Bali do Meksyku i Filipin

Starbucks Coffee

Green Caffe Nero