Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2017

Jak przetrwać długi lot?

Obraz
Na dziś równie aktualny dla mnie temat jak wulkany... czyli co wziąć ze sobą na długi lot. Może brzmi łatwo, ale podejrzewam, że przy zmianach klimatu część z was zastanawiałaby się co brać do walizki pokładowej. Czym jest tzw. "long haul flight"? Nie zawsze będzie to lot międzykontynentalny. Lecąc z Polski nie można powiedzieć, by lot do Turcji, Tunezji czy Egiptu był długi, ale np. lot z Lizbony do Moskwy już tak, ze względu na to, że trwa dłużej niż taka na przykład trasa z Warszawy do Dubaju czy Dohy. Różne linie różnie definiują zasięg lotów - np. Lufthansa czy Delta definiują zasięg poprzez typ samolotu, ale według mnie to jest trochę naciągane - nie nazwałabym dwugodzinnego lotu A380 długim (jest taka trasa Emirates), chyba że jako część długiej trasy to wtedy tak. W kwestii płynów, leków i ostrych rzeczy nic się nie zmienia w porównaniu do pakowania w samą walizkę podręczną (link do poprzedniego posta z tej serii - klik ). Niezależnie od stopnia zmiany klim

Wulkaniczne historie, 2017

Obraz
Miało być tak pięknie - Bangkok i Bali, na Facebooku i Instagramie spam pięknymi widokami i pysznym jedzeniem. Pewnie będzie, ale nie wiadomo co z drugą częścią, bo na Bali się dzieje. Od miesiąca australijskie, i nie tylko, media trąbią o Mt. Agung - że na pewno wybuchnie w najbliższym czasie, po 54 latach. Ale od początku - lubię tereny ogólnie uznane jako wulkaniczne. Nie dlatego, że są tam wulkany, a dlatego, że często są to jedne z "travel goals". Piękne widoki, często też gorący klimat i ciekawe miejsce - Japonia, Bali, Hawaje czy Islandia. Wszystkie piękne i w zasadzie, poza Hawajami i Japonią, nie czuć i nie jest to tak oczywiste na co dzień, że są to tereny aktywne wulkanicznie. Najpierw jednak trochę o Japonii i Hawajach. I jedno i drugie wykazuje na co dzień aktywność, sejsmiczną lub wulkaniczną. W Japonii mówią o tym otwarcie, często w hotelach pokazują jak zachować się w przypadku trzęsienia ziemi. A najwyższa góra, Fuji, jest czynnym wulkanem, i tak zresztą

Wrocławskie Afrykarium

Obraz
Czyli kilka słów o nowym (no, z 2013) obiekcie we wrocławskim ZOO. Sama nazwa od razu mówi, że chodzi o afrykańskie akwarium, bo jest połączeniem słów Afryka i akwarium, a zamysłem głównym było pokazanie zwierząt z afrykańskich wód. Można tam zobaczyć dużo różnych zwierząt (i roślin z dżungli w kotlinie Kongo) - od żółwi, przez płaszczki i ryby, aż po pingwiny przylądkowe. Cena wejścia do ZOO jest dość wysoka, ale warta każdej złotówki. Nie przesadzam. Jak na coś w Polsce, jest bardzo dobrze. Od Monako, przez San Francisco, aż po Australię, wszystkie oceanaria wyglądają mniej więcej tak, jak to we Wrocławiu, a nawet jest tu trochę więcej, bo są hipopotamy, żółwie lądowe i mrówki, a nie same ryby i inne zwierzęta typowo wodne. Reszty zoo nie było czasu obejść, ale jeśli jest na tym samym poziomie co Afrykarium, to polecam w ciemno. Ale nie ma co popadać w przesadę, że jest idealnie. Bo kilka rzeczy mogliby poprawić, jak choćby ilość schodów. Wind i schodów ruchomych jest mało i