Mieszkaniowe oszustwa (scamy)

Scam. Słowo, które część z Was dopiero teraz pozna, bo zazwyczaj dotyczy takich rzeczy jak naciąganie turystów w Bangkoku czy innych daleeeekich miejscach, zazwyczaj na to, że jakaś atrakcja jest zamknięta, ale ktoś was zaprowadzi w inne fajne miejsce w zamian za to...
A jak wygląda oszustwo mieszkaniowe? Piszesz na grupie na FB od szukania mieszkań w danym miejscu, że szukasz pokoju. Odzywa się do ciebie *ktoś* - osoba mająca bardzo fajne mieszkanie za w miarę rozsądną cenę. Wymienia wszystkie zalety, co wlicza się w rachunek, nawet poda przybliżony adres (np. "w okolicach tej i tamtej ulicy").

Po poproszeniu o zdjęcia, mieszkania, wysyła je bez większego gadania - wydaje się, że mieszkanie jest fajne, pokój spory, jak zresztą ten ktoś wcześniej pisze, jest łazienka, kuchnia, przestrzeń wspólna też nie taka zła. ALE - niby są okna, tylko, że...  nic przez nie nie widać. Albo coś widać, ale na to nie  zwraca się za bardzo uwagi przy pierwszym spojrzeniu na zdjęcia.

Potem podpisujesz umowę, jest najnormalniejszą umową na świecie. Wpisujesz w google nazwisko właściciela mieszkania - po swoim przykładzie wiem już, że jeśli nie ma o nim żadnych informacji, trzeba uważać. Bo nie zawsze brak informacji to coś dobrego. No ale ok, jesteś pierwszy raz w sytuacji, że szukasz mieszkania za granicą będąc jeszcze u siebie w kraju, nie mając za bardzo możliwości nawet innej drogi kontaktu niż mailowa/facebookowa, a do tego nienawidzisz rozmawiać przez telefon nawet po polsku. Czyli wysyłasz depozyt na mieszkanie, bo umowa już podpisana.

W umowie jest adres, więc go sprawdzasz w Google Maps, Google Earth i Street View - nawet zwykłe Google wskazuje na to, że tam mieszkania po prostu NIE MA, bo pod danym adresem jest coś innego, ale w sumie Google mogło dawno tamtędy nie przejeżdżać tym swoim magicznym pojazdem od robienia zdjęć do StreetView. Pytasz o to tego *kogoś* z kim podpisałeś umowę - jest, że "a bo to co tam jest do dzieli z tym domem/blokiem/mieszkaniem kod pocztowy, a to nasze to jest taki i taki budynek, a w ogóle to tu jest strasznie skomplikowane z adresami". Dopytujesz też o jakieś inne rzeczy, np. o wyposażenie pokoju.
I tu się zaczyna część, przy której poległam. Dostajesz od właściciela mieszkania informacje, że nie ma go do tego i tego dnia w mieście/kraju/jest gdzieś w kraju 3 świata bo klęska żywiołowa, ale wróci w określonym wcześniej dniu.
Przy zadaniu pytania kto ma zamiar dać klucze, pojawia się tekst, że "klucze dostaniesz od mojej rodziny/prawnika/niewiadomokogo".

Kilka dni później okazuje się, że przelew nie dochodzi. Ale nie masz na to żadnych dowodów, poza tym, co pisze ci rzekomy właściciel mieszkania. Myśląc, że "dobra, może mój bank nawalił totalnie, albo któryś z pośrednich", po ponownej prośbie o wysłanie iluś tam $, wysyłasz - bo bank nawalił i nie wiadomo gdzie ten przelew jest, mimo, że w międzyczasie idziesz zapytać w oddziale co się dzieje, że nie dochodzi (zwłaszcza, jak wiesz od kogoś znajomego, że takie rzeczy się zdarzają). I do tego dość "wiarygodną" rzeczą jest też sytuacja, gdzie bank docelowy jest bankiem z kraju do którego jedziesz - polskie banki zazwyczaj pokazują co to za bank, po wpisaniu numeru konta. Dokładnie tak było w mojej sytuacji, że nawet jeśli właściciel mieszkania coś kręcił z numerami kont, to wszystkie były na terenie UK.

Ale czujność zaburza też sytuacja, gdzie masz mieszkać w tym mieszkaniu z kimś kogo znasz i landlord powie ci, że przelew tej drugiej osoby doszedł (choć nie da nikomu bezpośrednich dowodów na to, tylko słowa. ale doszedł to doszedł, po co drążyć w tym momencie) i że wysyłała go jakąś inną drogą niż ty swój - nadal legalną, ale jednak inną niż klasyczny przelew bankowy. Przy prośbie o wysłanie drugiego przelewu tą inną drogą, trudno się na to w zasadzie nie zgodzić, skoro bank nawalił, ale warto poczytać o tej innej drodze też coś więcej niż polecenie przez wspomnianego *kogoś* - jak wygląda wiarygodnie i znasz kogoś kto z tego korzystał więcej niż 1 raz, to czemu nie spróbować, zwłaszcza jak korzystał z tego też w innym kraju i się sprawdziło + fakt, że karta płatnicza z tego czegoś jest w jednym z najpopularniejszych systemów - Visa, a nie np. akceptowany mało gdzie AmericanExpress.

Następnie okazuje się, że żaden z tych przelewów nie dochodzi. Nic, zero. *Ktoś* twierdzi, ze nie dostał od ciebie ani grosza. I... prosi o wysłanie kolejnej trzycyfrowej sumy, "żeby mógł wrócić". I co lepsze, zapewni, że jeśli wyślesz to przez pewnego znanego pośrednika w przelewach walutowych, to na pewno będzie bezpieczne i wszystko dotrze. I tak około 7 razy, mimo odmawiania bezczelnie wprost, że nie wyślesz dopóki nie odzyskasz przynajmniej części tego co już wysłałeś. Aż w końcu co najmniej zniecierpliwiony i zniesmaczony całą sytuacją prosisz tego *kogoś* o pokazanie ID.

W moim przypadku był to ewidentnie fałszywy paszport, niby wyglądający podobnie do tych, które są pokazane w oficjalnych dokumentach do ściągnięcia ze stron rządowych, ale jednak się różni - zdecydowanie warto zwrócić uwagę na czcionkę przy danych, na zdjęcie i na podpis (czy co tam nie jest akurat w paszporcie danego kraju). I ogólnie na całość skanu/zdjęcia dokumentu.

Czyli krótko mówiąc - *ktoś* będący "właścicielem" lokum ma bardzo małą wiarygodność, nawet jeśli chodzi o samo istnienie osoby.
Chyba warto też sprawdzić adres IP, jeśli była komunikacja mailowa - co z tego, że ten *ktoś* uparcie twierdzi, że jest w kraju trzeciego świata z klęską żywiołową, jeśli wyszukiwarka wypluje adres na drugim końcu świata? A chociażby to, że to już tym bardziej śmierdzi scamem na kilometr. Nawet jeśli można ustawić sobie dowolny adres. Ale rozbieżność co najmniej kilku tysięcy kilometrów brzmi źle.

I na koniec coś, co w zasadzie powinno być na początku - kwestia językowa. Podejrzane jest, gdy osoba z którą się komunikujesz, mówi/pisze po angielsku gorzej niż ty. A podaje się za Brytyjczyka lub kogoś z kraju anglojęzycznego. A w czasie komunikacji brzmi jak translator lub jakiś dziwny algorytm wpisujący odpowiedzi po znalezieniu konkretnych słów w tym co się temu *komuś* pisze.

Zdarzają się też jednak inne scamy - można dostać maila od osoby z dalekich wysp, najlepiej typu Polinezja Francuska, która szuka kogoś kto wynajmie od niej mieszkanie gdzieś gdzie jej nie ma z przyczyn zawodowych czy innych dziwnych rzeczy. I nie wiadomo skąd ten *ktoś* wziął maila, jeśli się go nigdzie nie podawało.
Bywa też, że przypadkiem trafi się na dokładnie tę samą ofertę, na jaką się samemu skusiło, ale dla zupełnie innego miejsca, a najlepiej to w ogóle z innego kraju.
Albo przy w miarę "wiarygodnej" ofercie dostaje się umowę o jakiejś dzikiej porze i to już z pieczątką prawnika, wraz z dopiskiem o wspomnianym wcześniej pośredniku przelewów walutowych.

Gdzie można poczytać o takich oszustwach:
Money transfer scam (Kenya/Nigeria) - TU
Płatność z góry przez WU - TU
Maile od *kogoś* z dalekich wysp - TU

Ktoś miał jeszcze jakieś "ciekawe" doświadczenia w temacie? Dajcie znać, a chętnie dorzucę jeszcze inne przykłady z życia wzięte.

Komentarze


  1. psa daily deals


    Thanks for sharing this amazing article, it is very informative post good work keep it up.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pacific ring of fire, czyli co ma Bali do Meksyku i Filipin

Starbucks Coffee

Green Caffe Nero